Pod koniec 2012 roku ISO opublikowała dane statystyczne dotyczące liczby certyfikowanych systemów zarządzania (w tym ISO 9001).
W Europie między rokiem 2010, a 2011 zanotowano spadek liczby certyfikatów ISO 9001 o przeszło 7%.
W Polsce aktualna tendencja spadkowa pojawiła się nieco wcześniej. W roku 2010 liczba certyfikatów spadła o ponad 4% w stosunku do roku 2009, a w roku 2011 o prawie 10% w stosunku do 2010.
Jakie są tego przyczyny? Czy jest to powód do niepokoju?
O syntetyczną odpowiedź na pytanie „Dlaczego spada liczba certyfikatów ISO 9001” poprosiliśmy przedstawicieli jednostek certyfikujących i firm konsultingowych (wypowiedzi publikujemy w kolejności w jakiej zostały nadesłane).
Spadek liczby certyfikatów ISO 9001. Wyraź swoją opinię
Aktualnie firmy nie tylko w Polsce zmagają się z kryzysem, który wymusza na nich konieczność adaptacji swojego biznesu.
W dzisiejszych czasach firmy muszą się pozytywnie wyróżniać, ale samo posiadanie certyfikatu niestety nie gwarantuje sukcesu rynkowego.
W firmach, które funkcjonują na rynku, gdzie cena jest dominującym kryterium oceny wyrobu przez klientów, koszty związane z certyfikacją będą w na liście do skreślenia. Jak widzimy coraz częściej firmy decydują się na to rozwiązanie.
Jednakże czy rezygnacja z certyfikacji jest najlepszym wyborem?
A może jest możliwe efektywne i tanie funkcjonowanie firmy niezależnie od posiadania certyfikatu?
Doświadczenia naszych Klientów dowodzą, że tak. Nasz komputerowy asystent jakości LEAN-QS pomaga nie tylko ożywić system jakości w firmie, ale również ułatwia w redukcji wysiłku i kosztów funkcjonowania.
Zatem zamiast rezygnować z certyfikacji polecamy poprawienie funkcjonowania poprzez zastosowanie nowoczesnych narzędzi.
W ten sposób będziemy mogli sprostać nieustającej presji rynkowej na podnoszenie jakości oraz efektywności.
Przyczyny są dwie. Jedna to pojawienie się od pewnego czasu dużej ilości standardów typowo branżowych (np. IRIS), które zawierają już w sobie wymagania ISO 9001. Druga: Klienci bardzo często przestają wymagać tego certyfikatu, ponieważ wolą audytować i rozwijać dostawcę we własnym zakresie.
Wiele jest przyczyn spadku liczby certyfikatów ISO 9001, lecz kluczowe znaczenie moim zdaniem odgrywają dwa czynniki. Po wdrożeniu i certyfikowaniu SZJ w g ISO 9001 oczekuje się szybkich efektów, rewolucji, czegoś co przyczyni się do sukcesu organizacji. Przypomina to tradycyjne podejście, czyli amerykańskie i europejskie, odmienne od japońskiego. Doskonalenie to proces długotrwały, żmudny, wymagający dużej samodyscypliny, czyli zupełnie różny od natury ludzkiej. Japońskie organizacje są przykładem budowania siły na filozofii kaizen, w której zadowolenie klienta jest ważniejsze od pozostałych celów, natomiast ludzie są środkiem trwałym, a nie kosztem. Drugim czynnikiem jest wmawiany powszechnie kryzys, który powoduje, że inicjatywy doskonalące nie mają racji bytu, bo przecież według tradycyjnego podejścia nie przynoszą dodatkowych dochodów, tylko straty…
Przesycenie, lenistwo czy Unia Europejska i NFZ – przyczyny spadku liczby certyfikatów ISO 9001
Przyczyny spadającej liczby certyfikatów ISO 9001 wg obserwacji i analizy przez KaISO:
- Optymalizacja procesów:
Wzrost konkurencji i oczekiwań klientów spowodował, że organizacje od wielu lat optymalizują procesy stosując narzędzia jakościowe oraz wymagania normy ISO 9001 – nie widząc potrzeby posiadania certyfikatu ISO 9001, no chyba, że jest taki wymóg klienta np. w specyfikacji przetargowej.
- Zainteresowanie innymi standardami ISO:
Wdrożenie innych standardów ISO 14001, OHSAS 18001, ISO 27001, ISO 22000, ISO 13485 daje wymierne korzyści w postaci np. zaoszczędzonych mediów, braku kar i odszkodowań, przestrzegania wymagań prawnych oraz wprowadzenia wyrobu zgodnie z przepisami.
- Wschodzące rynki wschodnie:
Rozwój przemysłu w krajach wschodnich, produkcja i eksport na Europę spowodował likwidację i podział zakładów w Europie na mniejsze, których nie stać na posiadanie certyfikatu ISO 9001.
- Dofinansowanie ze środków UE na wdrożenie i certyfikację ISO 9001:
Skoro można było uzyskać certyfikat za 50% jego rzeczywistej wartości wiele organizacji skusiło się. Brak wsparcia na jego utrzymanie zadecydowała o likwidacji.
- Wzrost liczby konsultantów i auditorów:
Szkolenia dofinansowane, nowe kierunki na uczelniach wyższych, wdrożenia ISO 9001 i wzrost bezrobocia „wyprodukowały” sztaby konsultantów i auditorów. Często ich teoretyczna wiedza i krótki staż pracy nie idą w parze z jakością.
- Kryzys ekonomiczny i cięcia kosztów:
Jak możemy na czymś ciąć to tniemy to co nie jest obowiązkowe.
Spadek liczby certyfikacji systemów zarządzania jakością na zgodność z normą ISO 9001 na rynku polskim notujemy od roku 2009, kiedy to ich liczba osiągnęła szczyt. Mówimy zatem o dwóch gorszych latach po 16 latach wzrostowych (z jednym wyjątkiem w roku 2006). Być może jest jeszcze za wcześnie na wyciąganie wniosków o załamaniu rynku, z pewnością jednak daje się zaobserwować niepokojące tendencje, które do takiego załamania mogą doprowadzić.
Do pogorszenia sytuacji z pewnością przyczyniła się globalna sytuacja ekonomiczna, oraz niepewność w strefie euro. Firmy stanęły w obliczu kryzysu, który nawet jeśli nie wpłynął na nie bezpośrednio, to z pewnością skłonił do ostrożności w wydatkach i inwestycjach.
Z pewnością jednak możemy mówić o nieco paradoksalnym obniżeniu jakości usług świadczonych przed jednostki certyfikujące, spowodowanym rosnącą konkurencją. Coraz większa presja na obniżanie ceny powoduje że jednostki, pomimo nadzoru jednostki akredytującej, skracają wymaganą liczbę osobodni auditu lub/i przymykają oko na niezgodności podczas auditu. Jeśli bowiem klient certyfikuje swój system tylko dla „papieru”, szuka jednostki jak najtańszej i takiej która nie będzie stwarzać „problemów”. Chcąc istnieć na rynku jednostki decydują się na taki układ.
Długoterminowym efektem takiej sytuacji jest coraz gorsza renoma systemów zarządzania. Klienci są przeświadczeni o bezcelowości wdrażania systemów i decydują się na to tylko wtedy kiedy bezwzględnie wymaga tego od nich rynek.
Postęp kryzysu na terenie Polski ukształtował 2 trendy w obszarze systemów zarządzania, mianowicie duże przedsiębiorstwa produkcyjne, tnąc koszty rezygnując z certyfikacji systemów. W przeciwieństwie do tego zachowania sektor mikro oraz małych przedsiębiorstw i firm usługowych upatruje swoje szanse w certyfikacji systemów jako możliwość pokazania swojej siły i stabilizacji na lokalnych rynkach. Na podstawie ilości zapytań ofertowych i ilości realizowanych umów dla sektora MŚP w roku 2011 odnotowano 33% wzrostu a w roku 2012 odnotowano 47% wzrostu. Nie prawdą jest, że MŚP dotyka kryzys, natomiast prawdą jest, że wiele firm wstrzymuje się przed inwestycjami lecz nie z braku środków a z obawy przed kreowanym kryzysem – i niestety takie podejście może wywołać początki prawdziwego kryzysu.
Obserwowany spadek ilości wydawanych certyfikatów nie jest tylko trendem charakteryzującym nasz rynek . Wyniki ostatniego zestawienia ISO Survey 2011 wskazują na ogólny, niewielki spadek liczby ważnych certyfikatów (-1%) ISO 9001. Przyczyną obserwowanego trendu w naszym kraju jest z pewnością zakończenie programów dofinansowujących wdrożenia i certyfikację systemów zarządzania jakością oraz słabsza kondycja finansowa przedsiębiorstw, które po utracie części zleceń, nie widziały konieczności utrzymywania systemu. Należy również pamiętać o ewolucji, z jaką mamy do czynienia w obszarze norm i ich branżową specjalizacją. Za przykład można podać standard EN 15224:2012, który jest „skrojony na miarę” dla szpitali, gabinetów lekarskich oraz innych placówek medycznych, uwzględniający wymagania ISO 9001:2008 (EN 15224:2012 definiuje szczegółowe wymagania dla ochrony zdrowia z perspektywy jakości i bezpieczeństwa świadczeń).
Podsumowując należy stwierdzić, iż część organizacji, które rezygnują z utrzymywania ISO 9001 nie odchodzi całkowicie od systemów zarządzania i ich certyfikacji. Implementują inne, które lepiej spełniają ich potrzeby, jak ISO 27001, czy ISO/TS 16949. Jest to dobry sygnał i świadectwo ciągłego doskonalenia oraz wysokiego poziomu świadomości naszych przedsiębiorców.
Mimo znacznego pogorszenia sytuacji gospodarczej na rynku krajowym jak i europejskim, jednostka certyfikująca Intertek, jako zaufany partner wielu wiodących światowych marek, firm oraz dostawców, w minionym roku kalendarzowym odnotował nieznaczny spadek liczby certyfikacji ISO 9001.
Niektórzy twierdza, iż rynek certyfikacji jest przesycony – niemniej w naszym przekonaniu stwierdzenie to jest zdecydowanie nieuzasadnione. Obserwujemy, iż podmioty funkcjonujące na ryku krajowym, w sposób dojrzały podchodzą do kwestii jakościowych, co przejawia się poprzez coraz częstszy wybór bardziej specjalistycznych standardów takich jak: ISO 13485:2003 (branża medyczna) czy ISO 22716 (branża kosmetyczna). Sytuacja ta skutkuje dla nich bowiem zarówno udoskonaleniem systemów zarządzania jakością we własnej firmie jak i dostarczaniem klientom najwyższej jakości usług, charakteryzujących się równocześnie znaczącą wydajnością.
Należy pamiętać, iż organizacje chcące się certyfikować na zgodność z jakimkolwiek standardem jakości, wykazują się znaczącą odpowiedzialnością jak i troską w stosunku do klientów, dostawców oraz własnych pracowników. Proces uzyskania certyfikatu to znacznie więcej niż powieszenie go na ścianie. Certyfikat jakości to narzędzie biznesowe, pomagające monitorować oraz utrzymywać system zarządzania jakością w całości poprzez zdolność kontroli zasobów, redukcję ryzyka biznesowego czy wreszcie utrzymywanie jakości w ramach łańcucha dostaw.
Zastanawiając się, dlaczego w ostatnim czasie liczba certyfikatów ISO spada, możemy rozważyć zarówno pozytywny jak i negatywny aspekt tej sytuacji.
Począwszy od lat 90 liczba certyfikacji systemów zarządzania jakością (SZJ) stale rosła. Można powiedzieć, że panowała swego rodzaju moda na posiadanie certyfikatu ISO. Często firmy ubiegały się o certyfikat ze względów marketingowych, bądź też wymagań Klienta. W takiej sytuacji SZJ często postrzegane były przez pryzmat dokumentacji oraz wartości samego certyfikatu, a nie tego co faktycznie firma może osiągnąć dzięki wdrażaniu poszczególnych systemów. Patrząc z takiej perspektywy, firmy bardzo często traciły rzeczywisty potencjał, możliwy do osiągnięcia z efektywnie działającego systemu. Spadająca dzisiaj liczba certyfikacji może świadczy m.in. o tym, że obecnie przedsiębiorstwa bardziej kładą nacisk na efekty, które są wynikiem dobrze wdrożonego SZJ. Coraz więcej firm wdraża system świadomie, aby w pełni z niego korzystać, doskonalić swoje procesy, a tym samym osiągać wymierne korzyści z wdrażania SZJ. Liczba certyfikatów spada, równocześnie wartość certyfikatu systematycznie wzrasta. Tak postrzegany spadek liczby certyfikacji jest pozytywnym symptomem całej sytuacji.
Mniej pozytywną przyczyną spadku liczby certyfikacji może być stopień skomplikowania zapisów norm, które często powodują niezrozumienie ich przez osoby zarządzające organizacją. W konsekwencji przedsiębiorstwa rezygnują z wdrażania oraz certyfikacji SZJ na rzecz wdrażania innych systemów zarządzania.
Liczba certyfikowanych systemów zarządzania zgodnych z ISO 9001 spada. Eksperci dość zgodnie wskazują podstawowe przyczyny tej sytuacji. Czy jest się czym przejmować?
Dane o spadku liczby certyfikatów w Polsce i Europie dają do myślenia. Zauważmy jednak, że „gorsze” lata już się zdarzały. W Europie był to rok 2003, a w Polsce 2006. Po słabszych latach, tendencja wzrostowa była kontynuowana.
Nie możemy narazi mówić o załamaniu rynku, czy upadku ISO 9001. Najwyższy jednak czas, by przerwać dewaluację normy. Sprawić, by przedsiębiorcy wdrażali system, a nie „certyfikat”.
Mówiąc o wdrożeniu ISO 9001, często zapominamy, że wszelkie działania przedsiębiorstw nastawione są na zysk. System zarządzania musi być „probiznesowy”, a więc przedsiębiorcy muszą go wdrażać dlatego, żeby firma działała sprawniej i dzięki temu zarabiała więcej. Wielu przedsiębiorców zauważa zyski płynące z posiadania systemu zgodnego z ISO 9001. Pokazują to badania przeprowadzone przez Instytut Kształcenia Menadżerów Jakości (http://ikmj.com/iso-9001-jako-podrecznik-dobrej-praktyki-zarzadzania-wyniki/).
Kiedy ISO 9001 jest wdrażana w sposób prawidłowy, zapewniający wymierne korzyści w zakresie funkcjonowania organizacji (widoczne na koncie bankowym), o liczbę certyfikatów nie będzie trzeba się już martwić.
Co sądzisz na temat spadku liczby certyfikatów ISO 9001? Napisz teraz
Liczba certyfikatów spada bo to całe wasze certyfikowane ISO to pic na wodę.
Papierek przy którym podnieca się wielmożny PAN PREZES.
Ja już widziałem firmy które miały wielki certyfikowany system ISO 9001 przez wielkie jednostki certyfikacyjne, które coś tam podczas auditu zauważyły – drobiazgi.
A pierwszy audit klienta równał ich później z ziemią.
Po co mi taki dostawca z certyfikatem, który nic nie znaczy?
Wolę, żeby wdrożyli system naprawdę i go nie certyfikowali, ale czuli. Wtedy możemy razem działać jak partnerzy. Mi zależy na tym, żeby u dostawców działo się dobrze i chętnie w tym pomagam, bo wtedy u mnie też dobrze będzie. Ale do tego muszę mieć partnera, który czuje o co chodzi a nie firemkę z papierkiem na ścianie.
Więc szanowni dostawcy dajcie spokój z certyfikatami, zrozumicie o co chodzi w ISO 9001, zbudujcie mądry system, dodajcie narzędzia Lean, Kaizen i macie sukces w kieszeni. A wasz sukces to także sukces zadowolonych klientów.
Jedno drugiemu nie przeszkadza.
Można mieć przecież dobry, certyfikowany system.
Niektóre organizacje muszą mieć certyfikat właśnie dlatego, że ich Klient tego wymaga.
Zgadzam się jednak z Tobą, że kluczem jest zrozumienie, czy też wyczucie SZJ.
Witam,
niedługo mam audit PCBC w Iso 9001-2000. Już widzę, jeżeli zostanę zaproszony na podsumowanie, jak auditor dyskutuje z prezesem o wyższości zachowania SZJ nad pracą dla ludzi. Jedynym efektem uzyskania przeze mnie certyfikatu auditora wewnętrznego (zresztą, zrobiłem to z własnej inicjatywy, zapomnijcie, że firma wyda pieniądze, jeśli nie musi) jest to, że prezes chwali się, że ma drugiego auditora.
Szefowie firm nie czują SZJ, dla nich jest ważna produkcja i zyski, a kontrola jakości jest upierdliwa i stwarza problemy.
Kiedyś, po audicie klienta, dyskutując o problemach, usłyszałem , cyt[..takie ISO jaki auditor…], odpowiedziałem, cyt[…takie ISO jaki Pełnomocnik…]. A propos’ nie widziałem go dwa lata :-). . Sorry, ryba psuje się od głowy. Przyjeżdżają auditorzy, zjedzą dobry obiad, wystawią fakturę, podpiszą papierek i … OK !
ISO pada, bo kosztuje,jest kryzys, TUV stracił,wg mnie, zaufanie,ja wolałem Dekrę. Ważne są ustalenia, kontrole w/s jakości produkcji przez jednostki klientów, ich wymagania i oni dają w tyłek.
Reszta, niestety, to jest farsa.
MAT – 16 stycznia 2013 ma całkowitą rację !
Pozdrawiam
Ryba psuje się od głowy – zgadza się.
Niektóre jednostki „wystawiają certyfikat przy kawie” – OK.
Z drugiej jednak strony, w firmach posiadających TS 16949 są tacy sami szefowie. Certyfikację prowadzą te same jednostki. System działa, bo musi.
PS Certyfikację masz chyba na ISO 9001:2008, a nie 2000 😉
…słabsza kondycja finansowa przedsiębiorstw, które po utracie części zleceń, nie widziały konieczności utrzymywania systemu.
stwierdzenie tego typu jako jedna z głównych przyczyn spadku ilości certyfikatów jednoznacznie pokazuje, że ISO jest typowym wytworem marketingowym, który czasami warto mieć na ścianie dla poprawy wizerunku firmy. Właściwie wdrożony system, będący narzędziem w rękach kierownictwa, pomocnym w zarządzaniu przedsiębiorstwem powinien posiadać sam w sobie mechanizmy obronne, odporne (procesy, procedury, plany awaryjne, itd.) na wypadek kryzys czy utratę zleceń tak aby zapewnić przetrwanie organizacji w trudnych czasach jak i dalszy rozwój.
Wiele firm nie rozumie istoty budowy system według standardów ISO jako zmiana kultury organizacji nastawiona na ciągły rozwój i poprawę, wydaje im się posiadanie certyfikatu jest lekarstwem na wszystko.
Uczestnicząc w wielu audytach systemowych chciałbym podkreślić również bardzo ważny element, przyczynę, która może zniechęcać organizacje do utrzymania system, mianowicie kompetencje i zaangażowanie audytorów jednostek certyfikujących podczas audytu. Przytoczę tu kilka „złotych myśli” wypowiedzianych przez audytorów:
” Nie ważne co jest zapisane (zawartość), ważne jak się nazywa, …. wtedy jesteśmy dobrzy systemowo”
” O rany ale dużo spostrzeżeń z audytów wewnętrznych, jesteście naprawdę pracowici! …mnie to by się nie chciało pisać”
„To może byśmy zapisali jako spostrzeżenie, … a może nie, nie chce mi sie pisać!”
„Nie widzę w Państwa organizacji żadnych słabych punktów i nie ma co tu usprawniać!
Po takich stwierdzeniach jednoznacznie można zauważyć jaka jest wartość dodana dla organizacji i chęć dalszego utrzymania systemu. Po zakończeniu audytu, kierownictwo podsumowuje zazwyczaj takie podejście…..nareszcie koniec tej szopki i znowu straciliśmy pieniądze.
….zapraszam do refleksji.
Dobry system rzeczywiście broni się sam i kryzys w tym kontekście nie powinien mieć wpływu na utrzymanie systemu.
Ale już na utrzymanie samego certyfikatu jak najbardziej.
Jeśli sam system się sprawdza i organizacja widzi wymierne korzyści z jego utrzymania, to jest to sytuacja idealna.
Jeśli dodatkowo nikt (klient) nie wymaga od nas certyfikatu, to po co nam certyfikat? Wystarczy utrzymać i doskonalić SZ.
A Twoje spostrzeżenia z audytów certyfikacyjnych – przykre.
Na pocieszenie powiem, że audytorzy którzy swoją pracę traktuje poważnie też są na świecie 🙂
te cytaty to za przeproszeniem bzdury Panie kolego. Zdaję sobie sprawy z różnego podejścia jednostek i ich auditorów ale przytoczone cytaty są wyssane z palca. Odniosę się jednak do jednego, a w szczególności do pierwszej części:”O rany ale dużo spostrzeżeń z audytów wewnętrznych, jesteście naprawdę pracowici! …mnie to by się nie chciało pisać”. Auditor miał rację i nawet bym poszedł dalej i zapisał to w Raporcie z auditu jako spostrzeżenie. Co Panu da zapisanie 50 spostrzeżen? W jakim czasie chciałby to Pan wykonać? Ile czasu to realnie zajmie i ile potrzeba na raz zasobów? I wreszcie, czy to były audity wew. czy kontrole? …zapraszam do refleksji 😉
Oczywiście, masz racje są audytorzy, którzy na poważnie podchodzą do tego co robią. Natomiast C, którzy szkodzą jednostkom certyfikującym, audytowanym organizacją powinni być eliminowani. Są to zazwyczaj osoby w podeszłym wieku (nie obrażając ich oczywiście) nienadążający za nowoczesnymi rozwiązaniami tratując system staroświecko.
Wracając do wątku głównego, masz racje pisząc po co nam certyfikat jeżeli klient nie wymaga a nasz system zarządzania funkcjonuje, powiedzmy efektywnie. Tak jak wcześniej napisałem z czystego marketingowego podejścia „ponieważ inni mają to my też musimy go mieć”. W konsekwencji organizacje zdają sobie sprawę, że nie opłaca się podchodzić do kolejnych audytów i tracić pieniądze jak nie mamy z niego żadnego pożytku. Błędne koło, które napędza całą machinę utrzymania jednostek certyfikujących.
Dzień dobry Rafale, witajcie forumowicze.
Zaglądam na stronę od wielu miesięcy, ale dopiero dzisiaj postanowiłem dodać swoje 3 grosiki…..
Absolutnie zgadzam się z powyższymi wypowiedziami i spróbuję co nieco skomentować.
1. FIRMY CERTYFIKUJĄCE
Doradztwem zajmuję się „na własne ryzyko i rachunek” od 1992. Po firmach, którym pomagaliśmy osiągnąć status kwalifikowanego dostawcy (motoryzacja) przyszedł czas na certyfikację wg ISO. Pierwsza firma według naszego projektu systemu i pomocy we wdrożeniu certyfikowana w 1995 roku. Łezka się w oku kręci na wspomnienie rzetelności i kompetencji auditorów – żal, że firmy certyfikujące nie potrafiły utrzymać, nawet w części tej jakości.
Nie jestem auditorem, moja przygoda z auditami trzeciej strony trwała krótko i zakończyła się postanowieniem „nigdy więcej” po tym, jak dyrektor szacownej jednostki polecił mi wykonanie 15 osobodni auditu w 2 dni. I nie był i nie jest to wyjątek !
Albo jesteś auditorem w firmie certyfikującej, albo konsultantem. na pewno za deprecjację wartości certyfikatu odpowiadają jednostki – obniżanie jakości auditu i zgoda na certyfikowanie „siebie” przez auditoro-konsultantów. Osobnym tematem jest automatyczne obniżanie poziomu usług tych ostatnich.
Nie zapominajmy także o „tzw. jednostkach” – firmach bez akredytacji wydających potwierdzenia zgodności na zasadzie „Kubuś Puchatek i jego przyjaciele w wyniku auditu ……”
2. FINASOWANIE
Finansowanie wdrożenia i certyfikacji z funduszy UE i/lub naszych podatków stało się, moim zdaniem, następnym przyczynkiem obniżenia wartości idei budowania i certyfikowania systemów. Bo jaką wartość ma system, który zostaje opracowany i wdrożony w 2 miesiące i koniecznie scertyfikowany z wynikiem pozytywnym w miesiącu trzecim „bo inaczej przepadnie nam dofinansowanie”.
Prawdziwie wartościowy system musi mieć i korzenie i skutek biznesowy – dobry system = dobra jakość = dobre efekty. Za dobry system zapłacą nasi klienci (bo będą i będą rzetelnie płacili. Eksploatacja systemu, w tym jego rozwój, jest powiązana z realizacją celów firmy. Rzetelny monitoring odpowiednich wskaźników pozwala nam w system inwestować, a nie płakać, że nie ma pieniędzy. Zło zaczyna się w przypadku systemu w wersji „lite” – bez zrozumienia Zarządu, zaangażowania pracowników operacyjnych itp.
3. CERTYFIKACJA A KLIENT
Zgadzam się z kolegami, którzy twierdzą „system TAK, certyfikat NIEKONIECZNIE”. Najwartościowsze systemy to te, na które ma wpływ klient, ale jednocześnie w firmie jest rzeczywista postawa na spełnienie jego oczekiwań. Za guru zarządzania powtarzając „Jakość to sposób myślenia….”. Współpracuję z wieloma producentami, którzy mają sprawny system zarządzania zdolnością jakościową dostawców. Posiadanie certyfikatu nie jest, w wielu przypadkach, warunkiem koniecznym do lokowania zamówień. Odejście od kwalifikowania „na certyfikat ISO” nastąpiło już kilka lat temu, kiedy polski rynek zalała masa „drukowanych” systemów i certyfikatów.
Arogancja jednostek certyfikujących głoszących wyższość swoich działań i auditorów od działań klienta zamiast szukać płaszczyzny współpracy – strzał w stopę (kolejny).
4. DORADCY I TRENERZY
Jestem daleki od generalizowania – starzy za starzy, młodzi za młodzi, wyższość doświadczenia od kreatywności itp. Mam 50+ (ale plus niewielki)i mam kompetencje (wiedzę, doświadczenie i chęć do działania).System zarządzania organizacją to tak ogromna dziedzina, że nie powiem, że moja wiedza i doświadczenie w wielu obszarach są większe niż mojego kolegi konsultanta „30-„.
Wyścig szczurów w doradztwie jakościowym spowodował odejście od pracy zespołów doradczych (koszty, czas, wiedza tajemna….).
Według mnie na wartość wdrażanych systemów negatywny wpływ ma postawa doradców (oczywiście części) – decydują się sami, w pojedynkę „robić” lub doskonalić system w 1000 osobowej firmie.
Drodzy koledzy walczmy o swój status doradcy. Etyka to także brak zgody na certyfikację systemu „niedokończonego”, to brak zgody na firmowanie swoim nazwiskiem systemu, w którym w procesie wdrażania nie osiągnęliśmy jeszcze akceptowalnego poziomu zaangażowania pracowników wszystkich szczebli. To brak zgody na podjęcie prac w których klient wymusił na nas takie cięcie kosztów, że wystarcza jedynie na działania typy „skopiuj – wklej”. Rynek trzeba odbudować.
Forum ma swoje zasady, dlatego kończę wpis. Temat jest szeroki, ale konkluzja:
Spadek liczby certyfikatów to nie tragedia, pod warunkiem, że zostaną te najlepsze. Oczywiście jest to dramat dla tej setki firm certyfikujących, ale sami są sobie winni ! Nie tylko oni, bo także doradcy i decyzje instytucji państwowych.
Na całe szczęście są firmy, nie tylko zagraniczne,
koncernowe, dla których koncepja i modele zarządzania zgodne z normami ISO są ważne, na nich budują efektywne systemy a powrót do certyfikacji nastąpi w momencie, gdy zakupiona usługa auditorska BĘDZIE TEGO WARTA.
Dzięki za komentarz. Tym bardziej, że piszesz go jako osoba z dużym doświadczeniem, obserwująca rynek od dawna. Nie pomylę się chyba jeśli powiem, że od jego początków w Polsce.
Odnośnie natomiast Twojego, apelu „Drodzy koledzy walczmy o swój status doradcy…” – wszystkim zainteresowanym polecam wizytę tutaj: http://www.goldenline.pl/forum/3137457/ilosc-certyfikatow-iso-w-polsce
W kwestii jakości usług konsultingowych i certyfikacji wywiązała się ciekawa dyskusja.
Tendencję spadkową zauważyć można głównie w przypadku przedsiębiorstw, którym System Zarządzania Jakością nie przynosi bezpośrednio korzyści finansowych. Zdecydowanie inaczej sprawa przedstawia się w placówkach branży medycznej (dodatkowe punkty w kontraktowaniu z NFZ), bądź w firmach, które biorą udział w przetargach.
W większości przedsiębiorstw System ISO 9001 mylnie kojarzony jest z dodatkowym obciążeniem finansowym (koszty), z pominięciem jego zalet i korzyści jakie ze sobą niesie. Pora więc udzielić odpowiedzi na pytanie dlaczego tak się dzieje i jakie są przyczyny owego sposobu myślenia? Odpowiedź jest prosta, a używając kolokwializmu, rzekłabym nawet banalna. „Nieumiejętnie i źle wdrożony System Jakości, jest w wielu przypadkach wynikiem pracy niekompetentnych konsultantów lub nieudolnych prób wdrożenia go w firmie własnymi siłami, bez doradztwa ze strony profesjonalistów”. Błędnie wdrożony System Zarządzania Jakością to oczywiście nadmierna papierologia, nielogiczne procedury, dodatkowa praca dla personelu, czyli krótko rzecz ujmując – STRATY. Owe mylne spojrzenie Kadry zarządzającej często skutkuje wycofaniem się z systemu ISO 9001. Natomiast pamiętać należy, że aby osiągnąć sukces (efekty) z wdrożenia Systemu Jakości trzeba zrozumieć, iż doskonalenie to proces długotrwały.
Bardzo dziękuję za głos.
Pozostaje pytanie „co z tym rynkiem?”.
Bardzo wiele osób skarży się na poziom wdrożeń i certyfikacji. I mają powody.
Jest to dla mnie przykre, tym bardziej że znam konsultantów oraz audytorów, którzy do swojej pracy podchodzą bardzo rzetelnie, traktując ją niemal „misyjnie”.
Właśnie przyznawanie punktów za posiadanie certyfikatu jest patologią.
Witajcie
Pozwólcie na przedstawienie mojej kolejnej uwagi, która wiąże się z pytaniem „dlaczego liczba certyfikatów spada ?”
W ostatnim okresie spotkałem się kilkukrotnie z sytuacją odstąpienia od certyfikacji w trakcie prac wdrożeniowych. Jedynym powodem była obawa szefów firm o konsekwencje wynikające z faktu, że organizacja stała się bardziej „czytelna” dla ludzi z wewnątrz i z zewnątrz firmy. Dotyczy to szczególnie mniejszych firm, w których, delikatnie mówiąc, nie wszystkie prawa (pracownicze, związane z bezpieczeństwem czy z finansami) są przestrzegane.
Bo jak wytłumaczyć JC brak oceny ryzyka zawodowego, niejasne zasady rozliczeń z podwykonawcami, dziwną różnicę oficjalnie zatrudnionych z tłokiem na hali itp.
Usłyszałem nie tak dawno od prezesa: to my rezygnujemy z dalszych prac. Inspektor …….. nie potrzebuje tych wykazów i zestawień a jak one będą (wynik spełnienia wymagań standardu) to się ktoś od razu doczepi. Gorzej, ludzie w firmie będą teraz wiedzieć, jak powinno być.
Kilka znanych mi firm, które certyfikowały systemy w latach 2002 – 2005 odeszło od oceny 3 strony także z tego powodu.
System, z rzetelnie zaprojektowaną mapą procesów, z zapisami w systemie informatycznym powoduje transparentność, która jest niespójna z celami firmy, celami, które powinny być piętnowane i karane.
Może lepiej, że takie firmy odstąpiły od certyfikacji, bo to w końcu wstyd dla jednostki certyfikującej i firmy doradczej.
Pozdrawiam
PS Ciekaw jestem, czy ktoś z Was miał tego typu doświadczenia, czy to tylko ja mam pecha….
Witam wszystkich,
pewnie narażę się wielu z Was, ale pozwolę mimo to wyrazić swoją opinię. SZ wg ISO osiągnęło już swoje cele i raczej nie spodziewałabym się tendencji wzrostowych. Przyczyna jest stosunkowo prosta – otoczenie biznesowe, konkurencja, technologie są „coraz szybsze”. Wymaga to na firmach bardzo dużą elastyczność, której nie ma proceduralne ISO. Z mojej praktyki widzę, iż wiele firm znacznie ogranicza (bez negatywnych skutków dla końcowego klienta) liczbę istniejących procedur. Czyli – elastyczność! To pierwszy powód.
Drugi – pojawienie się konkretnej potrzeby rynkowej – zadbanie o Klienta w celu jego utrzymania, bardzo często wbrew procedurom (wedle zasady „klient nasz pan”), czyli znów – elastyczność! To drugi powód.
po co płacić za certyfikację, skoro:
1. musimy mieć bardzo elastyczną firmę (minimum procedur)
2. firmy zrozumiały, że system wg ISO nie jest gwarantem dobrej obsługi klienta i budowania jego lojalności, a koncentracja na kliencie – tak…
3. od 2000 roku minęło już sporo lat – nasze polskie firmy naprawdę dużo się już nauczyły i może po prostu nie potrzebują już SZJ (jeśli rynek, partner, klient tego nie wymaga)
4. Klient jest tym centrum, które w naturalny sposób zaczyna wymuszać dostarczanie jakości – czyli wcale nie potrzebujemy systemu i myślę, że Klient to będzie element, na którym mocno skupią się teraz firmy, szczególnie średni i duże.
Prawa rynku, po prostu.
Zdziwisz się, ale procedury nie muszą ograniczać elastyczności.
Piszę to pracując w agencji reklamowej w której ISO 9001 wdrożono (nie certyfikwano) na prośbę pracowników.
Dlaczego to zrobiliśmy? Dlatego, że właściciel agencji nie radził sobie z zarządzaniem. Sam o tym wie. Nie wynikało to z jego złej woli. Po prostu nie umiał. Zespół był przez to skonfliktowany ze sobą i właścicielem. Nie było dobrej komunikacji, była ciągła walka.
Boss wynajął konsultanta, żeby pomógł rozwiązać konflikty.
W trakcie pracy nad „konfliktami” okazało się, że przyczyny są głębiej i ISO okazało się antidotum.
A co do sedna sprawy. Procedury mamy stworzone przez nas w taki sposób, że sprawy standardowe pozwalają nam rozwiązać w sposób standardowy, a tam gdzie potrzebna jest kreatywność w procedurze wrzuciliśmy swobodę.
I jeszcze jedno – nasz procedury nie mają numerka 1.0. Są non stop doskonalone.
Wnioski wyciągnij sama.
@STU – przykład przedstawiony przez Ciebie w żaden sposób nie podważa moich wniosków, zresztą ja nie podważam działania SZ pod ISO, zarzucam mu zbytnią biuroratyzację i brak elastyczności.
Działaliście w niewielkiej firmie, której podstawowe działania nie były usystematyzowane. Ustalenie podstawowych procesów (nie utożsamiałabym tego z ISO, po prostu u Was wykorzystano ten model, mógł być każdy inny, byle procesowy) to działanie, które każda firma osiągnąwszy pewien punkt krytyczny musi zrobić – to taki czynnik higieniczny, bo inaczej pracownicy faktycznie potykają się o swoje nogi, wymyślają codziennie kwadraturę koła i na dodatek popadają w konflikty.
Super, że przekonaliście szefa, fajnie, że działa. Ja mam doświadczenia w firmach zatrudniających ponad 2000 ludzi – tam te czynniki higieniczne (podstawowe procesy) muszą i są standardem, bo inaczej firmy nie byłyby w stanie dostarczać produktów i usług o systematycznej i powtarzalnej jakości. Czy to robią z ISO, czy bez – nie ma większego znaczenia. A nawet więcej – bez ISO działają lepiej, szybciej, elastyczniej. Popatrzmy na banki, firmy telekomunikacyjne, duże spółki – rzadko kiedy mają certyfikat, a jeśli już, to na jakiś niewielki produkt/proces, chyba tylko po to, aby móc pisać, że mają ISO.
W moim odczuciu ISO idealnie się wpasowuje do firm małych i średnich, takich, które (w sumie jak w Twoim przykładzie) rosły, osiągnęły punkt krytyczny, gdzie już „samo się nie ułoży” i potrzebują jakiegoś modelu poukładania pracy. Czyli – jako środek do osiągnięcia porządku procesowo-organizacyjnego – tak, jako certyfikat, który ma coś zaświadczać – dla mnie raczej nie (chyba, że klientela woła ;-).
Nie mogę się zgodzić.
STU jest najlepszym przykładem, że procedury nie muszą blokować kreatywności i ograniczać firmy. Trzeba je tylko tworzyć „z głową”.
A klient w centrum uwagi – do podstawa ISO 9001. Więc jeśli w firmie która ma wdrożony SZ wg. ISO 9001, klient nie jest w centrum uwagi, to znaczy że ISO 9001 wdrożone jest źle.
Zgodze się z niektórymi przedmówcami, że o spadku ilości certyfikatów decydują prawa rynku czy chociażby brak woli stania sie transparentnym, czyli krótko mówiąc uczciwym.
Ale poruszona tutaj została także bardzo ważna sprawa czyli elastycznośc firmy.
Moim zdaniem dobrze wdrożony system jest jak kreacja czy garnitur szyty na miarę, pozwala firmie działać skutecznie i nie pozostawia wrażenia, że gdzies uwiera.
Jak zapewne wielu z czytelników wie, w życiu bardzo często zwraca się uwagę na wymagania normy, a nie na rzeczywiste potrzeby firmy. Efekt – oraniczenie swobody działania, a jeśli do tego dojdzie brak „uznaniana rynku” czyli brak wzrostu sprzedaży to decyzja firmy jest gotowa.
W swojej praktyce spotkałem sie jeszcze z opiniami negującycmi system zarządzania. Jedna z firm w trakcie rozmowy na temet podjęcia współpracy uznała, że nie chce systemu zarządzania zgodnego z ISO, ponieważ przychodzą do niej klienci, którzy właśnie opuszczają dostawców z takim systemwm , twierdząc że jakość obsługi tam jest niska. Powstaje tutaj pytanie o jakość wdrożenia i utrzymywania systemu. Jeśli są niskie, to system zarządzania nie przynosząc oczekiwanych rezultatów postrzegany jest tylko jako zbędny koszt. A wiadomo co się z kosztami robi.
Dzięki za głos Darku.
Z garniturem to bardzo trafne porównanie.
Ogólnie mam wrażenie, że większość zarzutów jakie się w stosunku do ISO 9001 (czy też bardziej do systemów wdrażanych wg. ISO 9001) pojawiło, to tak naprawdę zarzuty w stosunku do kiepskich wdrożeń.
Może masz rację Rafale. Z ISO to trochę taki przerost formy nad treścią. Tzn. bardzo dobre założenia, ale na końcu (przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie jako też klient firm z wdrożonym SZJ) ważniejsza jest procedura i kolejny druczek niż faktycznie zadowolony klient. A wtedy, nawet gdy doradca, konsultant miły – wrażenie pozostaje konkretne.
Priorytety!
Koniec końców system, to zawsze tylko/aż* ludzie, którzy go tworzą 🙂
Wtrącę swoje trzy grosze do tematu. Absolutnie nie uznaję się za fachowca w dziedzinie zarządzania jakością, ale mam pewne spostrzeżenie.
Certyfikaty ISO i cała procedura w bliskiej mi branży budowlanej jeszcze kilka lat temu były prawdziwym hitem. Znam relacje kadry zarządzającej, która była dosłownie zachwycona szkoleniami w tym zakresie. Poważne przedsiębiorstwa właściwie „z automatu” chciały wdrażać procedury i wielu się udało. Opieram się na przykładzie pewnej znanej mi firmy. Miała już dwa certyfikaty, obecnie została tylko z 9001. Dlaczego? Bo obecnie nikt nie chce płacić za produkt powiedzmy 5% więcej, aby mieć psychiczny komfort zamawiania usługi dobrej jakości.
Niestety, w budowlance rządzi już tylko cena – przykładem osławione polskie autostrady sypiące się po miesiącu użytkowania.
Firmy mają więc do wyboru – utrzymać procedury i stracić wielu klientów, albo po prostu walczyć o przetrwanie.
I to się nie zmieni, dopóki w RZĄDOWYCH przetargach głównym kryterium oceny oferty jest cena. Znam takie zamówienia, w których pozycja CENA stanowi 98 procent merytorycznej wartości oferty. 1% to referencje i kolejny 1% to odpowiednie zaplecze.
I gdzie tu miejsce na ISO?
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję ciekawego serwisu
Dziękuję za komentarz. 98% za cenę przypomniało mi pewien mój archiwalny wpis na blog:
http://www.nietylkoiso.pl/tak-sie-wybiera-wdrozeniowca-iso-9001/
Niesety problem tkwi w tym,że audytorzy (a miałam do czynienia z audytorami z TUV Nord) albo nie umieją sprawdzić co firma ma nie tak, albo nie chcą. W tym pierwszym przypadku mam na myśi sprawdzanie tylko papierów które daje im pełnomocnik do sprawdzenia. Kontrolują pobierznie, wystarczy ładnie opowiadać o SZJ. Papierki to nie system zarządzania. Nie rozmawiają z ludzmi w firmie. A firmy na czas audytu pięknie wszystko maskują. I niestety odniosłam wrażenie, że zależy im również na pieniadzach. A ponieważ biorą za to pieniądze nie są już obiektywnymi kontrolerami 🙁 Piszę to z moich obserwacji jako pełnomocnik w firmie która posiada certyfikat ISO:9001 i ISO13485. Myślę, że cały ten system certyfikwoania, audytowania stracił całą filozofię twórców i guru jakości, którzy wyprowadzili wiele firm i zrobili z nich potęgi prostymi sposobami.
występuje szereg czynników: fuzje i przejęcia wśród najlepszych dużych firm (z dwóch systemów robi się jeden),a małe firmy nie podejmują tak chętnie tematu, często systemy są „zapożyczane” bez odpowiedniego dostosowania do specyfiki przedsiębiorstwa – system przez to okazuje się zbyt ciężki do utrzymania a nie wpływa na poprawę ekonomiki przedsiębiorstwa i utrzymanie jakości. Zgadzam się także z argumentem, że kryzys zmusza do oszczędności oraz że nowe rozwiązania i pozycja rynkowa często zastępują ciężką jednak i nieco formalną normę ISO
Znalazłem firmę która zajmuje się przygotowaniem i wdrożeniem ISO 9001. Warto napisać i zapytać o cenę.
Na początku mieliśmy wątpliwości ponieważ cena którą oferują była o wiele niższa niż w innych tego typu firmach jednak wszystko przebiegło pomyślnie bez żadnych niespodzianek. Tak więc cena powinna być mocna zależna od wielkości firmy, bo znam przypadki gdzie 1-osobową działalność skasowano tyle co za firmę zatrudniającą 50 osób na stałe. Gdyby ktoś pytał
Edit: Usunięto link
Spadek zainteresowania wnika z tego iz nikt nie wzmaga takiego certyikatu. Tyle i tylko tyle Jrzy W
Dziękuję za komentarz. Miło tu Pana widzieć :).
W niektórych branżach wymagają certyfikatu, albo bardziej precyzyjnie – jest on dobrze widziany.
Przykładem może być służba zdrowia. NFZ dodatkowo punktuje posiadanie certyfikatu: http://jakosc.biz/chcesz-umowe-z-nfz-musisz-miec-certyfikat/
Wymagania, tworzenia coraz to nowych papierów przez normy jakości, prowadzą do zwiększania ilości bezsensownej pracy polegającej na wypełnianiu tak naprawdę nikomu niepotrzebnych papierów. Jest to obecnie sztuka dla sztuki zapewniająca tworzącym przepisy i audytorom pracę, pieniądze i tylko to. Do dobrego działania firmy co najmniej 80% wymagań papierkowych stawianych przez normy jakości jest całkowicie zbędne. I firmy to zauważyły dlatego spada zainteresowanie ISO. Może je podtrzymać tylko narzucanie „z góry” tych wymagań np. jako wymaganie w warunkach przetargu. Nie prowadzi to jednak do poprawy efektywności działania firmy.
TUV powinien zwolnić połowę swoich audytorów. Większość z nic nie widzi i nic nie robi.A jak już coś wykazuję to tak delikatnie , żeby się tylko pan Prezes nie obraził, bo za rok ich nie zaprosi. Audytor spędza czas na pochlebstwach dla Prezesa. Nic nie wykazuje, pije kawkę, zjada wypasiony obiadek z zarządem w dobrej restauracji (oczywiście ma opłacony najlepszy hotel w mieście).Audyt TUV to WIELKA ŚCIEMA.
W Polsce działa kilka TUV-ów. Zapewne różna jest jakość ich usług. Zapewne różni ludzie tam pracują. Warto wspomnieć, który TUV tak Ci się nie spodobał.
Nie do końca się zgodzę, z negatywnymi komentarzami. System ISO9001:2008 jest o tyle elastyczny, że wiele zależy od pełnomocnika jak go zaprojektuje. Jeżeli w firmie są dokumenty, które nie mają wpływu na skuteczność procesów to znaczy, że to pełnomocnik nawalił.
W tym roku norma ISO 9001 ma zostać zaktualizowana,
ciekawe jak to wpłynie na ilość certyfikatów.
Czy ilość certyfikatów wzrośnie ?
Wydaje się na to duże pieniądze chociaż w zamian pewien poziom jest utrzymywany.
W korporacjach zazwyczaj są jeszcze jakieś wewnętrze
coroczne audyty i to głównie na nie firmy sie szykuja i malują trawę.
ISO stało się u nas takim standardem że niewiele się stresują podczas audytu bo wynik generalnie nie ulega zmianie a pewne drobne niezgodności oczywiście się poprawia.
o czym my mówimy. Głośno było o włoskiej jednostce IMQ opinie o samej certyfikacji to jedno- np.do placówki medycznej wysyłany był profesor po administracji (patologia..), a drugie to działanie niezgodne z prawe- firma miała sprawy w sądach- i chyba ma nadal.
Mogę tylko skomentować wypowiedź dyrektora jednej z instytucji publicznych skierowaną do mnie: mamy to wprowadzić, ale wydaje się to bardzo trudne. Rozmawialiśmy z firmą doradczą, ale rozumiemy jeszcze mniej. Ponieważ kiedyś stworzyłem taki system w wielkiej firmie, a teraz wykładam zarządzanie jakością (zgodnie z ISO 9000), stwierdzam, że to właśnie firmy doradcze są źródłem zła, gdyż czynią system niezrozumiały, a pracownicy, którzy muszą godzić swoje dotychczasowe obowiązki z nowymi, których za grosz nie rozumieją, unikają pracy nad systemem. Jeśli już taki system powstanie – jest on zbyt trudny do utrzymania, a to znowu jest wina firmy doradczej, bo stworzony system powinien być prosty w utrzymaniu i dążyć do utrzymania poziomu jakości, czego chce norma. W praktyce jednak często zmusza się instytucję do przyjmowania przez nią całkiem obcych standardów, których pracownicy nie rozumieją i nie akceptują. Sam kiedyś tego doświadczyłem, co gorsza system niby działał, ale nikt nie wdrożył narzędzi zarządzania jakością na szczeblu stanowiska, co w ogóle nie miało sensu (były tylko na szczeblu dużych wydziałów i całej firmy). Cena usług certyfikacji też ma wiele do powiedzenia….nie jest jednak adekwatna do jakości usług firm doradczych. Smutne to, gdyż sam system jest prosty i łatwy i na prawdę wiele trzeba zrobić, aby go popsuć…i najwyraźniej się to robi. Znalazłem w dyskusji opinie, że powstaje wiele branżowych systemów zarządzania jakością, które wchodzą w miejsce ISO9000. Pewnie trzeba się z tym zgodzić, bo są one bardziej dostosowane do specyfiki organizacji i oferują postęp techniczny i organizacyjny bardziej przyjazny dla danego podmiotu, co może przyczynić się do podniesienia jego sprawności, a więc z wprowadzeniem systemu wiążą się korzyści dla podmiotu. Ale to tylko potwierdza moją wcześniejszą wypowiedź.
Jak dla mnie jest to nieuczciwość firm wdrażających i certyfikujących. Wdrażać może każdy, a certyfikować w wielu przypadkach też. I niestety to widać na rynku. Często robią to osoby, które o jakości nie mają pojęcia. Wystarczy poczytać sobie księgi ISO, by zobaczyć jaki „bełkot” dostają klienci (przepraszam za kolokwializm).
Choć oczywiście nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Wierzę, że są też firmy uczciwe.